
Od jakiegoś czasu planowałem polecieć za granicę, zobaczyć ten lepszy świat, do którego tak nie dawno Nasi rodacy pragnęli się szybko dostać. Podróż była bardzo intrygująca, ponieważ nigdy nie leciałem samolotem. Gdy zacząłem odrywać się od ziemi i wzbijać ponad chmury mogłem podziwiać ten piękny kraj, który cały pokryty był nieskazitelną bielą, gdzie nieograniczone lasy zajmowały ogromne tereny.
Ponad chmurami miałem okazje obserwować piękne pomarańczowe słońce, które oświetlało tę drugą krainę, w której kusząca śnieżna powierzchnia kryła w sobie coś niepokojącego.
Nadszedł czas na twarde lądowanie, podczas którego nadal dominował delikatny niepokój oraz ogromna ciekawość. Wychodząc z samolotu postawiłem pierwszy krok na tej nieznanej ziemi. Pierwsze, co mnie zaskoczyło to różnorodność języków.
Gdy znalazłem się w mieście od razu zauważyłem ogromne tęczowe flagi rozciągnięte wzdłuż murów i powiewające na wietrze, pomyślałem, że to są barwy pewnej mniejszości podejrzewane przez złośliwych o chorobę, jednak szybko odrzuciłem tą myśl ze względu na to ze była zbyt absurdalna. Jak bardzo się myliłem przekonałem się za chwile, gdy okazało się, że miasto, w którym się znalazłem, promuje ową chorobę jako normalność.
Wąskie uliczki, które nie tak dawno były wizytówka Manchesteru, teraz tonęły w górze śmieci, w większości po barach szybkiej obsługi, znanej także u nas sieci. A wydawałoby się, że tylko w Polsce jest syf na ulicach.
Byłem pewien, że jestem człowiekiem tolerancyjnym jednak, to, co zobaczyłem spowodowało, iż poziom negatywnych emocji znacznie wzrósł. Ten „Babilon Narodów” zamieszkany był przez różne nacje, w których zaginęli rodowici mieszkańcy tej wyspy. Czarni patrzący wrogo na każdego białego, opanowali angielskie ulice do takiego stopnia, że trudno było sobie wyobrazić, że nadal znajduje się w Europie. Azjaci patrzący na mnie z nieukrywaną wyższością, zdawali się mówić, „Co tu robisz, czego tu chcesz, przecież to nie jest Twój kraj”. Przychodząc obok nich czułem jak rodzi się we mnie nienawiść. Wydawało mi się, że wystarczy tylko chwila, aż to wszystko pęknie zalewając cały obszar bezmiarem nienawiści.
Kolejny dzień zaczął się nader interesująco, ponieważ moja szyba została obrzucana jajkami.
Po jakimś czasie udało mi się wykryć sprawcę. Okazało się nim wątły arabski dzieciak, sięgające mi ledwie do pasa, jednak z taką butą na twarzy, że nie próbowałem nawet w żaden sposób interweniować, w końcu to nie mój kraj i nie moje zwyczaje, może tutaj standardowo wita się tak wszystkich gości o blond włosach i niebieskich oczach.
Na ulicy było można spotkać zamaskowane kobiety w czerni, arabów zatrudnionych jako sprzedawcy, którzy w swoim językach przekrzykiwali się znacznie głośniej, niż stare przekupy z Rynku Bałuckiego.
Nie mogłem tutaj wytrzymać chciałem już wracać do rodzinnego domu a raczej bloku, w którym mieszkam od najmłodszych lat.
Brakowało mi jednego słowa, którego nigdy nie doceniałem a które słysząc zdawało mi się tylko pustym POLSKA! Teraz zacząłem doceniać jego wartość oraz ukrytą siłę, potęgę, o której słuch w jej przeciwnikach budził odwieczny strach.
Po dłuższej analizie swoich doświadczeń doszedłem do wniosku, że trzeba za wszelką cenę ocalić ten piękny kraj, mamy zbyt wiele do stracenia by pozwolić na nieograniczoną emigracje zarówno ludzi jak i „idei’ wrogich naszej cywilizacji. Nie potrafię zrozumieć, jakim głupcem jest ten, który nie widzi zagrożenia jakim jest multikulturowość
Musimy bronić naszego dobytku narodowego i zapewnić przyszłość dla Naszych dzieci bo nie długo może być już za późno…
DarosNR